niedziela, 21 czerwca 2015

Zdrowie w... CIĄŻY

Czerwiec leci, a wręcz zasuwa, a ja zagapiłam się z terminem wrzucenia posta z serii „Zdrowie w...”. Moją jedyną, ale naprawdę dobrą wymówką jest to, że 18 czerwca minął termin przewidywanych narodzin mojej Małej ;-) Z tej racji odpoczywam w domu, każdego dnia myślę „Czy to już?” i obijam się od 4 ścian w niecierpliwości czekając na nowego człowieka w naszej rodzinie.

Dlatego dzisiaj niejako podsumowanie moich ostatnich 9 miesięcy w postaci tego wpisu. 

Przypominam, że post jest częścią serii „Zdrowie w...”, w którym chcę pokazać Wam, jak w prosty i nieinwazyjny sposób wprowadzić zdrowie w różne dziedziny swojego życia.
Do tej pory ukazały się posty:
1. Zdrowie w... PRACY http://pecorellablog.blogspot.com/2015/06/zdrowie-w-pracy.html
2. Zdrowie w... CIĄŻY http://pecorellablog.blogspot.com/2015/06/zdrowie-w-ciazy.html


Na początku ciąży trafiłam na anglojęzycznego bloga, na którym autorka opowiada swoje ciążowe historie i dzieli się  z czytelniczkami, jak zadbać o siebie w tym wyjątkowym czasie, co robić, czego nie robić, co wkładać do garnka, ile razy tygodniowo ćwiczyć, jakiej muzyki słuchać itd.

Wiecie co mnie uderzyło? Wspomniana kobieta miała za sobą 4 ciąże i dopiero w ostatniej postanowiła naprawdę wziąć się za siebie i wprowadzić zdrowe nawyki. Podczas 3 pierwszych ciąż piła colę, jadała w McDonaldzie, wolny czas spędzała przed telewizorem i z tego, co pamiętam paliła regularnie papierosy.

Jak to odbiło się na jej dzieciach? Otóż wszystkie jej dzieci na coś chorowały. Czy była to astma, czy alergia na jakąś żywność, czy ogólne obniżenie odporności... Zadbanie o swoje zdrowie przełożyło się natomiast mocno na jej samopoczucie w ostatniej ciąży. Autorka pisze, że miała więcej energii, lepiej się czuła, miała szybszy, mniej bolesny poród.

Jaki z tego morał?

Nie dajmy się zwariować. Nie mówię, żeby od tej pory wszystkie panie w stanie błogosławionym do obiadu sięgały po szklankę coli, a zamiast iść na spacer rozkładały się wygodnie plackiem na kanapie, najlepiej podpalając papierosa.

Po prostu jeśli nie masz głowy do picia koktajlu ze szpinaku każdego dnia albo źle się czujesz i nie masz ochoty na wyjście na basen – nie rób tego. Ciąża to czas, w którym kobieta ma dbać o siebie. Ma być szczęśliwa, spokojna, najedzona i uśmiechnięta.

Pomyśl o tych rzeczach, które sprawiają, że czujesz się lepiej i dostarczają Ci przyjemności. ... i rób to!

1)      Sport

Ciąża to dobry moment, na wyrobienie w sobie nawyku aktywności fizycznej. Moja rada to wybrać sobie jakiś rodzaj ćwiczeń, typu fitness dla przyszłych mam, pływanie czy spacer i kilka razy w tygodniu z niego korzystać. Dla mnie najlepszym sportem były wieczorne spacery z Moim Ukochanym – relaks dla głowy i dla ciała za jednym razem ;-)

2)      Dieta

Kiedy brzuch rośnie warto przyjrzeć się temu, co jemy. Zmiany nie muszą być spektakularne.
Wystarczy jasne pieczywo zamienić na ciemne, do każdego posiłku dokładać jakieś warzywo, a zamiast czekolady schrupać  jabłko albo orzeszki i suszone owoce. Stara jak świat zasada 5 posiłków dziennie to też bardzo dobry pomysł na siebie. Pamiętaj, że Twoja kruszyna potrzebuje zróżnicowanych składników, żeby prawidłowo się rozwijać. Dla mnie najlepiej smakują potrawy, które są kolorowe i ładnie wyglądają ;-). Staraj się więcej gotować, dusić, piec, wyrzucić kupne gotowe dania z lodówki i ograniczyć spożycie soli i cukrów.

3)      Leki

Moja rada – przyjmuj tylko te lekarstwa, które zaleca Ci lekarz i które są dla Ciebie niezbędne. Często widzimy w Internecie lub telewizji reklamy, promujące super suplementy dla ciężarnych. Odradzam. Zdrowa ciąża wyklucza stosowanie sztucznych składników. Jedz to, co wydaje Ci się dobre i zdrowe, staraj się nie przyjmować niepotrzebnych tabletek. Oczywiście nie mówię tutaj o mamach, które koniecznie muszą zażywać leków celem leczenia wcześniejszych chorób. Warto każdą taką decyzję skonsultować wcześniej ze swoim lekarzem.

4)      Woda

Picie wody! Koniecznie! 3-4 litry dziennie płynów to minimum. Podczas ciąży codziennie w naszym organizmie wymienia się około 500ml wód płodowych. Jeśli chodzi o moje wcześniejsze opinie, żeby nie dać się zwariować, w tym przypadku pozostaję bezwzględna. W ciąży TRZEBA dużo dużo dużo pić! Koniec kropka.

5)      Relaks

Nie bez kozery mówi się, że kobieta w ciąży musi o siebie dbać pod każdym aspektem. Mamy, które miały dookoła siebie podczas ciąży zatroskaną rodzinę, przejęte koleżanki lub mężów wiedzą, jak miło jest być „obsługiwaną” z każdej strony ;-) Obiad przyniesiony przez mamę, zakupy robi mąż, koleżanka posprząta w domu... Dziewczyny to ostatnia taka nasza szansa w życiu, więc koniecznie z niej skorzystajcie! Wolny czas przeznaczcie na relaks i odpoczynek. Stan błogosławiony to czas, kiedy wreszcie można na spokojnie napić się herbaty, poczytać książkę, pospać czy po prostu NIC NIE ROBIĆ. Polecam ;-)


A Ty, jak wspominasz swoją ciążę? Jak dbasz o siebie i swoje zdrowie? Jeśli masz jakieś rady dla przyszłych mam, podziel się w komentarzu! 

środa, 10 czerwca 2015

Zdrowie w ... PRACY

Dobry wieczór wszystkim!

Nie wiem jak u Was, ale u mnie wreszcie po dniach powalających upałów przyszło przemiłe ochłodzenie! W końcu wyspana, wypoczęta, z rześkim umysłem jestem gotowa do jakiejkolwiek pracy.

I o tej pracy dziś chcę trochę pomówić. Ciekawi mnie, ile z Was pracuje w pozycji siedzącej? Ja jako szczęśliwa studentka na finiszu większość czasu spędzam niestety przy biurku. Pisanie pracy dyplomowej, robienie notatek, przeglądanie książek, to teraz mój chleb powszedni. Cieszę się, po niedługo się to zmieni i wreszcie będę mogła zająć się czymś bardziej "ruchliwym" ;-).

Ale niestety większość moich znajomych aktywnych zawodowo też w swojej pracy ogranicza się do siedzenia 8 godzin przy komputerze.
Powiecie - normalne. Dlatego chcę dziś o tym napisać. SIEDZENIE W PRACY MA ZŁY WPŁYW NA NASZE ZDROWIE. Niby truizm, ale czy ktokolwiek z nas stara się to zmienić?


Cała prawda o naszym ciele

Genetyka skonstruowała człowieka w taki sposób, żeby jak najbardziej ułatwić mu szybkie i zwinne poruszanie się. Łatwo tego dowieść patrząc na rozwój dziecka. Z początku kompletnie zależny od rodziców noworodek stopniowo uczy się kontrolować swoje ciało. Przechodzi przez etapy obracania głowy, przechodzenia do leżenia na brzuchu, siadania, raczkowania. W końcu staje o własnych siłach i przemieszcza się na dwóch nogach. Natura jest wspaniała ;-)

Uzupełnieniem jest nasz układ nerwowy. Kiedy stoimy lub chodzimy mózg bombarduje impulsami mięśnie w różnych częściach ciała, aby wspomóc utrzymanie pozycji. Nieświadomie napinamy mnóstwo mięśni, aktywując w zdrowy naturalny sposób układ ruchu.
Co się dzieje kiedy siedzimy? NIC. Absolutnie nic. Brak zmiany pozycji, podparcie nóg i kręgosłupa, brak jakichkolwiek bodźców powodują, że nasz mózg rozleniwia się i nie zależy mu na pobudzaniu do wysiłki mięśni.


Nawyki siedzenia

Za tym idzie budowanie nawyków. Często wstając od komputera boli nas napięty kark. Prawdopodobnie wynika to z długiego wpatrywania się w ekran na wyciągniętej szyi. Innym problemem może być tępy ból w dolnym odcinku kręgosłupa. Warto w takim wypadku sprawdzić jak siedzimy, czy krzesło podpiera nasze plecy w tym odcinku pleców. Z własnego doświadczenia wiem, że na nasze zdrowie może wpłynąć siedzenie z założonymi nogami. Kiedy przestałam tak siedzieć, jak ręką odjął moje nocne skurcze i bóle w łydkach.


Rady

Jeśli siedzisz długo w pracy, po powrocie do domu siadasz do obiadu, a relaksujesz się siedząc przy komputerze lub przed tv, mam dla Ciebie kilka rad.

1) Sprawdź czy siedząc:
  • Twoje stopy są podparte na podłodze (obie!)
  • kolana są zgięte pod kątem 90 stopni
  • pośladki masz dosunięte do oparcia
  • dolny odcinek kręgosłupa podpierany jest przez zaokrągloną powierzchnię krzesła
  • ręce masz lekko ugięte w łokciach
  • ... i nie garbisz się w odcinku piersiowym, wyciągając dłonie mocno wprzód, żeby pisać na klawiaturze
  • nie wyciągasz głowy wprzód podczas czytania
2) Jeśli jakieś prace możesz wykonać na stojąca, zamiast pisać maila możesz się przejść do pokoju obok i zapytać osobiście, w porze lunchu możesz wyjść na krótki spacer - zrób to!

3) Kontroluj siebie - czasem wystarczy kilka razy w ciągu dnia poprawić swoją pozycję przy biurku, żeby wieczorem nie zmagać się z bólami kręgosłupa, rąk, nóg czy innych części ciała.

I najważniejsze!
Ruch jest bardzo ważny, ale nie musisz od razu lecieć na siłownię po pracy, żeby naprawić swoje ciało! Jak pisałam wcześniej - problemem nie jest to, że siedzisz przy komputerze, pracujesz za biurkiem albo robisz cokolwiek innego na siedząco. Problemem jest to ile godzin dziennie przyjmujesz tę pozycję. Ostry trening na fitnessie albo przebiegnięcie 10 km każdego dnia nie rozwiąże Twojego problemu. Jeśli dużo się ruszasz - super! Ale nie zapominaj o kontrolowaniu siebie w czasie kiedy siedzisz. Wyrobienie prawidłowych nawyków to wyjście do utrzymania dobrego zdrowia.

Dzięki za przeczytanie mojego dzisiejszego wpisu. Mam nadzieję, że zmotywowałam Cię trochę do działania i chociaż raz podczas czytania tego posta sprawdziłaś jak siedzisz ;-)

Tym wpisem zaczynam co tygodniową serię wpisów "Zdrowie w...", w której będę skupiała się na naturalnych prostych sposobach zadbania o siebie i o swoje ciało w różnych aspektach naszego życia. Do zobaczenia za tydzień!

sobota, 6 czerwca 2015

Być fit – co to właściwie znaczy?

Wiele razy spotkałam się z takimi stwierdzeniami:
„Chcę być fit, dlatego...
·         ...zmieniam dietę – od jutra jestem weganką!”
·         ...idę do sklepu po nowe buty i zaczynam codziennie biegać.”
·         ...kupiłam 3 litry wyciągu z aloesu i zaczynam odtruwanie!”

Za każdym razem, kiedy widzę błysk w oku i motywację bijącą na wszystkie strony od osoby, która podjęła podobną decyzję, myślę sobie jedno. Dlaczego wywracasz swoje życie do góry nogami?


Postanowienia a realia

Najgorętszym okresem stawiania sobie celów jest oczywiście Nowy Rok. Magiczna data, 1-wszy stycznia, otwiera przed nami zupełnie nowy okres w życiu, w którym „wszystko się zmieni”. 

Czy na pewno? Może to tylko ja, ale nigdy nie spotkałam osoby, która po sylwestrowej nocy z marszu zmieniła wszystkie znienawidzone przez siebie nawyki (jeśli znacie taki przypadek, koniecznie napiszcie historię w komentarzu pod postem). Wręcz przeciwnie – uważam, że wielkie otwarcia takie jak początek wakacji, pierwszy dzień miesiąca czy najbliższy poniedziałek kompletnie nie sprzyjają osiąganiu celów. 

Bo rzeczy w naszym życiu nie zmienią się dlatego, że to jest Ten Dzień. Od Tego Dnia upłynie jeszcze sporo czasu zanim uczciwie będziemy mogły powiedzieć, że spełniłyśmy zrealizowałyśmy swoje cele.


Całkiem „nowe” życie

Załóżmy, że Ania (pozdrowienia dla wszystkich imienniczek ;-)) chce „być fit”. Czyta sto artykułów w Internecie, wypożycza motywujące książki i drukuje ścienny planer ćwiczeń. Pyta koleżanek, co zrobić, żeby „być fit”. Oczywiście posypują się tysiące rad: „idź do dietetyka”, „zrób analizę składu ciała”, „zacznij biegać”, „wyrzuć z lodówki wszystkie niezdrowe produkty” itp. 

Ania zgodnie ze wskazówkami umawia się na wizyty do odpowiednich specjalistów, kupuje nową wagę, nowe buty, nowe dresy, wyciąga z biblioteczki książkę „10 kilogramów mniej w jeden tydzień” i zaczyna realizować szalony plan treningowy ściągnięty z jakiejś strony.


Czy Ania jest już „fit”? Nie! Z prostej przyczyny. Ania każdego dnia wypala paczkę papierosów. Rano wybiega z domu bez śniadania (jej „nowa dieta” zacznie się oczywiście od obiadu). Po powrocie do domu, kompletnie padnięta, chwyci sportową torbę i pobiegnie na zajęcia fitness. Wieczorem ma spotkanie . Oczywiście nie będzie nic jadła, bo „nowa dieta”, ale chyba kieliszek wina albo trzy jej nie zaszkodzą (przecież robią dobrze na serce!). Pójdzie spać gdzieś koło 2:00 w nocy, ale o 6:00 będzie na nogach, bo musi przygotować sobie pieczonego łososia z mango do pracy. No i wypić zaległą mieszankę aloesową – wczoraj zapomniała o odtruwaniu, ale może nic się nie stanie jak przyjmie podwójną dawkę jednego dnia...


Wystarczy niewiele...

Dlatego właśnie głowię się, co to jest to magiczne „bycie fit”. Schudnięcie 15 kilogramów? Przebiegnięcie maratonu? Zapisanie się do wszystkich fitnessklubów w zasięgu 10 kilometrów? Posiadanie wszystkich modnych w tym sezonie sportowych ubrań?

Po co te wszystkie gadżety i wielkie zmiany? One nie sprawią, że „będziesz fit”. Zamiast tego popatrz na swoje życie, na swoje ciało i pomyśl, co mogłabyś zmienić dokładnie w tym momencie. 

Może zamiast nalewać sobie szklankę coca-coli, wypij wodę z cytryną? Twój układ pokarmowy na pewno będzie Ci wdzięczny. Od trzech godzin siedzisz przy komputerze i przeglądasz Internet? Wstań i wybierz się na 30 minutowy spacer. Jutro wychodzisz wcześnie z domu i jedyny posiłek jaki zjesz to rogalik z czekoladą? Zamiast tego przygotuj sobie smaczne śniadanie i przekąski do zabrania i połóż się spać o normalnej godzinie.


Najważniejsze

Może to brzmi banalnie i nie sugeruje, że od teraz „jesteś fit”. Ale tak naprawdę liczy się to, czy rzeczywiście zmieniasz coś w swoim życiu. 

Na pewno gdzieś tam po drodze zaczną się regularne treningi, może zapiszesz się do dietetyka na rozpisanie prawidłowej diety albo zdecydujesz się na zrealizowanie większego celu, np. wystartowanie w dzielnicowych zawodach czy zrzucenie nadwyżkowych kilogramów. Jednak warto pamiętać, że każda droga składa się z małych kroków, które dzień za dniem konsekwentnie realizujemy.

Dla mnie „bycie fit” to świadoma decyzja, że w tym momencie robię coś dobrego dla swojego zdrowia i dla swojego ciała. Ważniejsze jest dla mnie codzienne wybieranie między fit/nie-fit niż rzucenie się na głęboką wodę i wywrócenie na raz swojego życia do góry nogami. 

„Bycie fit” to inwestycja długofalowa. Jeśli naprawdę chcemy o siebie zadbać, naszym celem są zdrowe nawyki, a ich można nauczyć się tylko przez cierpliwe powtarzanie.




A według Ciebie co oznacza to tajemnicze „bycie fit”? Jakie są Twoje sposoby na „fit-życie”? Jestem bardzo ciekawa Waszych przemyśleń na ten temat ;-)

czwartek, 4 czerwca 2015

Picie wody - ile, kiedy, po co i jak?

Jestem typem osoby, która mocno wierzy w proste rozwiązania. Dlatego kiedy zadaję sobie pytanie „co mogę zrobić dla swojego zdrowia/ wyglądu/ samopoczucia?” jako pierwsza zapala się w mojej głowie myśl „Pij więcej wody!”.


Historia życia

Krótkim słowem wstępu – mam ogromne problemy z wypiciem odpowiedniej ilości płynów każdego dnia (i mam wrażenie, że nie należę do wyjątków). Kiedyś sytuacja wyglądała gorzej (piłam głównie kawę z automatu i słodkie gazowane napoje... żenada), ale nawet teraz nie mogę powiedzieć, że osiągnęłam „wodny” sukces. Zdarza mi się wypić wieczorem zaległy litr albo nadrobić kilka szklanek, opróżniając całą butelkę do obiadu. 

Czy to jest dobra metoda? Nie sądzę. Ale cały czas się staram, szukam dobrej dla siebie metody i ściągam różne pomysły od koleżanek lub z Internetu (o tym za chwilę). Myślę, że każda z nas powinna znaleźć swoją drogę na wyrobienie nawyku regularnego picia wody.


Po co cała ta woda?

Oto jest pytanie! No właśnie. Dlaczego picie wody jest takie istotne? Myślę, że często spotykacie się na stronach internetowych z artykułami o wodzie i jej wspaniałym wpływie na wszystko poczynając od piękniejszej skóry, poprzez utratę cellulitu, po lepsze samopoczucie. Nie pozostaje nic innego, jak wstać sprzed komputera, wypić szklankę wody i żyć wiecznie, prawda?

Prawda jest taka, że woda to jeden z ważniejszych elementów, które codziennie przyjmujemy. Woda to 60-70% ludzkiego ciała. Jest niezbędna w wielu procesach zachodzących w naszych organizmach (m.in. spalaniu tkanki tłuszczowej, o czym będzie zaraz). Rozpuszczone w niej elementy – sole mineralne, substancje odżywcze - są transportowane i dostarczane do komórek różnych tkanek. Tkanka mięśniowa jest zbudowana nawet w 75% z wody! Dodatkowo woda ma neutralne pH, co jest istotne w regulacji gospodarki kwasowo-zasadowej.


Suche fakty

Co jeśli już wypijamy za mało wody, ale w sumie czujemy się dobrze? Niestety mam złą wiadomość. Niedobór lub spadek ilości płynów w ciele doprowadza do zakwaszenia i zalegania toksyn  w ciele – co grozi poważnymi konsekwencjami dla naszego zdrowia. 

Warto też wiedzieć, że uczucie pragnienia pojawia się, kiedy brakuje już 300 ml wody w ciele! Szczególnie w upalne dni musimy dbać o odpowiednie nawodnienie. Pocenie się i parowanie skóry to sztuczki naszego ciała na zmniejszenie temperatury, kiedy na dworze słońce i 30 stopni. Do tego procesu jednak niezbędna jest woda wspomagająca termoregulację, dlatego trzeba pamiętać o regularnym popijaniu w ciągu dnia.


Ile dziennie pić wody?

Sporym uogólnieniem jest zasada popularnych 2 litrów czy inaczej 8 szklanek dziennie. Przyjmuje się, że należy pić 1 litr na 30 kg ciała (wyliczenia podane przez Światową Organizację Zdrowia) lub 1 ml płynu na 1 kcal spożywanego pokarmu. Druga metoda jest polecana osobom prowadzącym aktywny tryb życia – nie zawsze dwie osoby ważące 60 kg będą potrzebowały tyle samo wody. 

Żeby obliczyć swoje zapotrzebowanie na płyny można skorzystać z naprawdę fajnego kalkulatora internetowego pod adresem www.wodnykalkulator.pl. Wystarczy wpisać swoje dane, m.in. wiek, płeć, waga, miejsce pobytu, a także wybrać napoje, które zazwyczaj pijemy i wyskoczy nam prawidłowy bilans i wskazówki dotyczące naszych nawyków.


Woda – jedyny nektar zdrowia?

Problem pojawia się, kiedy wody po prostu nie lubimy. Jest na to jednak sposób. W Internecie znajdziemy różne sposoby na urozmaicenie smaku (właściwie jego braku!) wody. Mi najbardziej smakuje mi szklanka wody z plasterkiem cytryny i ogórka, ale też pyszne są połączenia z domowej roboty syropami. Do wody można też dodać pokrojone owoce, świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy, listek mięty albo limonkę.

Ale czy naprawdę mamy pić wyłącznie wodę? Na szczęście nie! Dozwolone są różne rodzaje napojów –soki, słodzone i niesłodzone, kawa, herbata, mleko, izotoniki. Woda jest jednak najlepszym wyborem, dlatego że nie ma kalorii! Do wcześniej wymienionych napojów dodawane są słodziki, konserwanty lub popularny syrop glukozowo-fruktozowy. Natomiast i jedna, i osiem szklanek wody ma tyle samo kalorii – równe zero!


Woda a odchudzanie

Stąd często słyszymy, że dobrej diecie towarzyszy odpowiednia ilość wody. Zgodzę się, że trzeba pić dużo, kiedy chcemy stracić kilogramy, ale nie po to, żeby zapełnić czymś żołądek lub zmniejszyć głód. Woda nie zastąpi prawidłowej diety i zdrowo skomponowanych posiłków. 

Natomiast jest konieczna przy spalaniu kwasów tłuszczowych, czyli tkanki tłuszczowej, której chcielibyśmy się pozbyć. 

Ale ale! Woda i dieta nie wystarczą. Żeby poprawić metabolizm i zwiększyć spalanie trzeba wprowadzić ruch do swojego dziennego planu, najlepiej 30minut aktywności fizycznej przez 5 dni w tygodniu. 

Dodatkowo pamiętajmy, że pierwsze dni odchudzania to zazwyczaj utrata płynów (mówimy NIE wszystkim głodówkom!). Tym bardziej pamiętajmy o wypiciu odpowiedniej dla nas ilości wody.


Metody

Wiemy już wszystko o wodzie. Teraz najtrudniejsze. Nauczyć się picia wody. Jak pisałam wcześniej, ja dalej nie znalazłam metody idealnej dla siebie. Poza tym jestem w trochę innej sytuacji, bo mija właśnie 9. miesiąc mojej ciąży (pozdrawiam wszystkie czerwcowe mamy ;-) ), dlatego piję zawsze, kiedy tylko mam dostęp do szklanki z wodą lub biorę łyka z butelki z filtrem węglowym. 

Jednak jest kilka sposobów, które bym poleciła:
  •  Stara jak świat metoda 8 szklanek dziennie. Najważniejsza jest szklanka poranna – tuż po obudzeniu dawka wody wspomoże metabolizm i samopoczucie na cały dzień.
  • Picie przed i po posiłkach. Jeść trzeba, więc z pewnością ileś tej wody wypijemy. Dodatkowo można wyrobić sobie nawyk regularnych posiłków, np. wypijając trochę wody o konkretnych godzinach przed każdym z 5 posiłków dziennie.
  • A może rywalizacja? Małe zawody z przyjaciółką/ mamą/ córką zmotywują nas do osiągnięcia swojego celu. Dwie butelki wody podpiszcie swoimi imionami i porównajcie swoje wyniki wieczorem. Okaże się, że taka błahostka jak picie wody może być dobrą zabawą ;-)
  • Budzik. Nastawiamy przypominajkę co dwie godziny od 6 do 20 i mamy 2 litry! Ta metoda ma jednak zdecydowaną wadę, bo nie pijemy wtedy, kiedy czujemy się spragnione, a wtedy kiedy „trzeba”. Ja nie wyobrażam sobie obiadu bez szklanki soku albo kolacji bez herbaty z cytryną, ale może komuś ta metoda przypadnie do gustu.
  • Ostatnim pomysłem jest motywacja długofalowa – czyli wpisywanie „wodnych raportów” do kalendarza. Zamiast katować się przypominaniem, policzmy ile pijemy dziennie. Realne cyfry napisane na kartce papieru uświadomią nam czy mamy problem i czy musimy coś z tym robić.

Wskazówki i porady

Na sam koniec kilka porad, które dla Was przygotowałam:

- Woda niegazowana będzie lepsza niż gazowana. Ta z bąbelkami może uszkodzić warstwy naszego układu pokarmowego, wywołując nieprzyjemne palące uczucie.

- Mineralna woda powinna zawierać minimum 1g składników mineralnych na 1000 ml wody. Mniejszą zawartość ma woda źródlana.

- Wiem, że często mówi się, że woda z kranu to samo zło i można pić tylko tę butelkowaną. Ja jednak zdecydowałam się na bidon z filtrem węglowym, do którego wlewam wodę zawsze kiedy jestem w pobliżu jakiegoś kranu. Jestem zadowolona, bo nie muszę taszczyć ze sobą ogromnych baniaków, no i nie martwię się o to, że nie będę miała nic do picia pod ręką.

- Spotkałam kiedyś w fitness klubie panią, którą przyznała się, że wypija dziennie 3 filiżanki kawy dziennie. I tyle. Nie wiem na ile możliwe jest to, że nie miała do tej pory problemów ze zdrowiem. Tłumaczyła się tym, że nie umie sobie wyrobić nawyku popijania i nie ma siły ze sobą walczyć. Moje drogie! Wszystko jest do zrobienia. Każdy dzień jest dobry, żeby zacząć coś na nowo! Nawet jeśli wczoraj się nie udało, ba!, cały tydzień jestem na minusie, warto spróbować znów jutro.


Gdzie można poczytać?

Internet jak kosmos jest wielki i wiele rzeczy o wodzie już napisano. Dla zainteresowanych tematem podaję adresy z mądrymi przemyśleniami:




http://pracowniafizjoteka.pl/nawodnienie-woda/ > alternatywne sposoby nawadniania ciała

http://www.wodnykalkulator.pl


Ciekawa jestem bardzo, jakie są wasze doświadczenia z piciem wody. Czy przywiązujecie uwagę do picia wody? Ile płynów wypijacie dziennie? Może macie jakieś triki, żeby nie zapominać o piciu wody? 

Zapraszam do zostawiania komentarzy ;-)



poniedziałek, 1 czerwca 2015

Otwieramy pińcsetny blog o zdrowiu!

Kochane dziewczyny!

Serdecznie witam Was na moim blogu poświęconym tematyce zdrowia, fitnessu, diet, a przede wszystkim - naszego kobiecego życia! Mam nadzieję, że każda z Was znajdzie tutaj coś dla siebie.

Pomysł założenia bloga świdruje mi w głowie od listopada 2014 roku... Koniec odwlekania marzeń w nieskończoność! Tak jak i pół roku temu, tak i teraz czuję, że nie jestem w pełni gotowa na ten krok, ale jak to mówią: lepiej zaryzykować i żałować, niż żałować, że się nawet nie spróbowało.

Tym motywującym akcentem kończę powitalnego posta i życzę Wam miłej lektury!

Na koniec dodam, że będzie mi bardzo miło, jeśli zostawicie po sobie jakiś ślad w postaci komentarza lub wiadomości ;-)